czwartek, 10 września 2015

... mój zapach optymizmu - czyli "Eat Me" po godzinach


 Każdy z nas potrzebuje odpoczynku i chwili relaksu. Czyż nie mam racji? Oczywiście, że mam.
Moją mekką odpoczynku od codziennych spraw są góry. To właśnie tam mój mózg totalnie się wyłącza, a czas dla mnie zatrzymuje się w miejscu. Właśnie w górach. 

Na co dzień pracuję z ludźmi i kocham tą pracę. Uwielbiam mieć kontakt z drugim człowiekiem. Przychodzi jednak moment, kiedy zaczynam tęsknić za byciem sam na sam ze sobą.
I ten czas spędzam właśnie w górach. Dlatego też dość często biorę plecak lub rower. Pakuję tyłek do auta i jadę w góry odpocząć.


Oczywiście odpoczywam mentalnie, psychicznie i duchowo. Fizycznie też odpoczwam - ale na swój dość specyficzny sposób. 
Miniony weekend, a raczej piątek i sobotę spędziłam
w Karkonoszach. Ach jaki to był cudowny czas, móc być
w górach z plecakiem i mapą. Pogoda na wędrówkę była idealna.
A słońce ładowało mnie dodatkową energią.
I to dzięki mojemu koledze, który podpowiedział mi co warto przejść i zobaczyć podczas tych dwóch dni, jeszcze piękniejszy stał się dla mnie cały wypad w góry. 
Jak wspominam ten czas, uśmiecham się sama do siebie,
bo w górach moje ciało nagle dostaje nadludzkiej siły i czuję,
że mogę wszystko...               
Te dwa dni są tego dowodem:


W piątek wstałam rano o 5:00.
Na śniadanie zjadłam jajecznicę z 3-ch jaj z boczkiem, wypiłam kawę i ruszyłam w drogę. Kiedy dojechałam do Szklarskiej Poręby pod wyciągiem zostawiłam auto. 
Przebrałam się, wizięłam plecak i ruszyłam żółtym szlakiem
w stronę na Łabski Szyt, gdzie w schronisku wypiłam herbatę
z sokiem maliowym i odpoczęłam. Dalej poszłam czerwonym szlakiem w górę na Śnieżne Kotły - gdzie mój telefon się rozładował i 
nie zrobiłam żadnyc zdjęć. Za to na spokojnie usiadłam podziwiając widoki i zjadłam sobie 4 kabanosy z gęsiny, które smakowały mi jak nigdy.
Idąc dalej czerwonym szlakiem stwierdziłam, że w sumie to mam trasę już ustaloną, ale ja tak bardzo chcę spędzić noc
w Samotni, bo jest nad wodą i podobno mają tam dobrą jajecznicę... No więc długo się nie zastanawiając zmieniłam plan wędrówki i ruszyłam dalej czerwoym szlakiem. 
Mijając Schronisko Odrodzenie (koło godz.16:00) uświadomiłam sobie, że przede mną jeszcze jakieś ponad dwie godziny marszu. Ale tabliczka gorzkij czekolady w plecaku poprawiła mój nastrój. Podczas drogi zjadłam jeszcze banana i 1/2 tej gorzkiej czekoaldy. Kiedy doszłam do Samotni koło 18:40 pierwszą rzeczą którą zrobiłam to było pójście do baru po jedzenie i piwo. Wypiłam całe 0,5 l.prawie duszkiem. Nie jestem koneserem piwa ale po przejściu ponad 24 km, każde piwo smakuje nieziemsko. Zamówiłam sobie też trzy naleśniki z mąki pszennej z serem.


Jeśli chodzi o wodę - to pierwszego dnia wypiłam około 2,5 litra wody.

W pokoju spałam z czterema miłymi panami z czego jeden tak niemiłosierie chrapał, także moja noc w schronisku była wyjątkowa, niezapomniana, a co najgorsze nieprzespana. Rano obudziłm się o 7:00, spakowałam i włożyłam buty na już obolałe nogi (no bo nie chodzę na co dzień takich dystansów w górach)

Na śniadane (koło godziny 8:30) zjadłam pyszną jajecznicę
z dwóch jaj na kiełbasie i do tego wzięłam jeszcze 2 kromki chleba ze smalcem i ogórkiem kiszonym + wypiłam dwie kawy ( jedna mnie nie obudziła)
Na drogę wzięłam jednago banana, 1/2 czekolady gorzkiej i kupiłam tą kanapkę 
ze smalcem i ogórkiem... i snickersa.
Drugi dzień -sobotę- planowałam przejść Ścieżką nad Reglami - ehhhh... cudny szlak.
Z Samotni ruszyłam niebieskim szlakiem
i odbiłam na żółty żeby wejść i zobaczyć piękne skały Pielgrzymy, potem poszłam dalej zielonym. I tak szłam i szłam.
Po drodze spotkałam miłego emeryta, który opowiedział mi cudowne historie o tym zielonym szlaku i pokazał skały na których był. Towarzyszył mi aż do Odrodzenia gdzie  się pożegnaliśmy. Ja zjadłam obiad - ryż zapiekany
z jagodami + piwo :)  No i dalej ruszyłam zdobywać dalszą część zielonego szlaku. 
Po drodze przyszedł czas na tego snicersa, który był naprawdę smaczny i dał mi mocy na dalsze kilometry. Kiedy dotarłam na Śnieżne Kotły (koło godziny 15:30) zjadłam kanapkę ze smalcem i ogórkiem kiszonym. Poczułam się dużo lepiej, ponieważ już zmęczenie powoli zaczynało mnie dobijać. Do schroniska pod Łabskim Szcztem doszłam koło 17:00. Na spokojnie wypiłam ulubioną herbatę z sokiem, zjadłam tego banana i 1/2 czekolady. Odpoczęłam i ruszyłam w dół żółtym szlakiem do Szkalrskiej. Chciałam dojść do Szrenicy ale wiedziałam, że nie dam rady bo za bardzo byłam zmęczona, w końcu przeszłam ponad 28 km!!!
Kiedy dolazłam do auta nie miałam siły na nic... Nawet nie miałam siły się przebrać.
No ale trzeba było jeszcze wrócić do domu (350km).
Podjechałam więc do Biedronki kupiłam  gorzką czekoladę. Podczas drogi powrotnej zjadłam ją i wypiłam kubek kawy podczas postoju...Teraz już wiem, że jak będę jechała w góry to muszę mieć osobę, która będzie kierowcą albo po prostu porządnie się wyspać żeby nie zasypiać podczas drogi powrotnej.


Tak wyglądały moje dwa dni podczas wędrówki w górach. Dużo wysiłku i dużo cukru w diecie.
Jak się z tym czuję? Fantastycznie :)
Nie jadam tego na co dzień, więc nie miałam wyrzutów sumienia. A wspomnienia z tej wędrówki są niebywałe. Cel osiągnęłam, bawiłam się zacnie. Przemęczyłam sie okropnie,ale byłam przeszczęśliwa. 
I o to mi chodziło...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz